Jako, że mój sprzęt (gps, aparat) już latał takim balonem, a sam osobiście uczestniczyłem nawet w wypuszczeniu jednej z misji Copernicus-project, to parę faktów:
1. Gaz: hel. Copernicus potrzebował nawet do dwóch butli gazu na jeden balon dla ładunku w okolicach 3-4kg. Gaz nie jest za darmo
2. Zezwolenia: załatwia się to na tyle wcześnie, że jak przyjdzie 'ten dzień' to i tak się wypuszcza balon nawet jak wieje 200km/h, bo następna szansa będzie dopiero za miesiąc/dwa.
3. GPS-y: Copernicus używał zwykłego 'ręczniaka' Garmina i z niego pozycja lądowała do telemetrii. Sirf II potrafił przyciąć wysokość na chyba 24km, ale pozycja była ok. Sony powyżej chyba 18km zaczął pokazywać bzdury albo się rebootować (już nie pamiętam dokładnie, ale wszystko z niego powyżej tej wysokości nie nadawało się do niczego). Jakby ktoś moooooocno chciał, to mogę wygrzebać logi z gpsów z kilku misji (żywe nmea co 1s).
Z tego co pamiętam, to Copernicus zamawiał w Maritexie moduły z odblokowaną wysokością (jest taka możliwość), ale jak to się skończyło, to nie wiem.
4. Telemetria: APRS na paśmie 144MHz. Ogromna zaleta, bo jest sporo stacji naziemnych słuchających i wrzucających wszystko real-time do internetu. Można takie rzeczy śledzić na żywo na
http://aprs.fi/ . Wada: trzeba mieć papiery krótkofalowca, znak. Można uzyskać jakiś specjalny znak okolicznościowy dla balonu np. SR0RCFPV na tą okazję:-)
APRS to
ogromna pomoc w śledzeniu, bo jadąc samochodem za balonem nie musisz celować anteną gdzieś w górę, starczy internet
Chociaż i tak spokojnie da się odbierać na zwykłej samochodówce.
144MHz też ma tą zaletę, że 433M można użyć do sterowania
5. Zimno: Copernicus z tym nie miał problemów, bo kapsuły były styropianowe, a w środku sprzęt się sam grzał. W samolocie pewnie zrobiłbym tak jak David (wymiana smarów) + dodatkowo machał sterami przez całą drogę 'na górę', żeby nic nie przymarzło, Serwa się same zagrzeją jak będą w piance, a dla FC pewnie wystarczą zwykłe stabilizatory liniowe do utrzymania temperatury,
6. Wiatry i zasięg. Przy jednej z misji byłem na 99% pewny, że balon się nie zmieści w Polsce i skończy w Bałtyku (wiało na górze chyba coś koło 200km/h). Na szczęście gdzieś koło 20km nad ziemią wiatr osłabł, a kapsuła w końcu spadła do jeziora niedaleko wybrzeża (chyba brakło kilkunastu km do morza).
Jakby ktoś chciał sobie zobaczyć jak wyglądają wiatry na różnych wysokościach, to polecam wejść na
http://awiacja.imgw.pl/index.php?product=wind , wybrać jakieś lotnisko obok siebie i poklikać. Dla przykładu, teraz we Wrocławiu wieje przy ziemi ok. 10km/h, na 600m jest cisza, a na 10km jest 90km/s. Wiatry na górze powyżej 100km/h to nie jest żaden wyjątek, raczej norma.
Do tego trzeba doliczyć, że czas wznoszenia kapsuły, to ok. 2h (jak jej nie przeciązymy, bo jak zapas wyporności będzie mały, to wnosić się będzie wolno). Przy wietrze 100-200km/h, to może oznaczać przejażdżkę ok. 300km od bazy. O ile kapsuła spada szybko i praktycznie całkiem w dół, to samolot ma lecieć. I teraz radzę sobie wyobrazić taki samolot 300km od nas, wiatr 150km/h prosto w dziób i ... będzie on leciał do przodu? Czy po godzinie schodzenia niżej będzie już 400km od bazy?
Jak mówiła moja nauczycielka miernictwa przed sprawdzianem: skucesów życzę